dux.pl
1996
Dux / Multikulti 0264
maj i wrzesień 1992
S1 studio Polskiego Radia, Warszawa
1 - Triumphalis dies [5:04]
2 - Benedictio et claritas [3:24]
3 - Deus in nomine tuo [4:54]
4 - Veni Domine [4:04]
5 - Canzona terza ą 3 [3:07]
Vesperae dominicales
6 - Antyfona – Dixit Dominus
Psalm 110 – Dixit Dominus [4:11]
7 - Antyfona – Magna opera Domini
Psalm 111 – Confitebor [6:21]
8 - Antyfona – Qui timet Dominum
Psalm 113 – Beatus vir [4:56]
9 - Antyfona – Sit nomen Domini
Psalm 114 – Laudate pueri [5:19]
10 - Antyfona – Regali ex progenie Maria
Magnificat [5:35]
Soliści:
Kira Borecko-Dal • sopran
Kaja Post • sopran (#2, 4)
Marcin Bornus-Szczyciński • alt
Ryszard Minkiewicz • tenor
Michał Pospišil • bas
Linnamuusikud (Tallinn) • Bornus Consort (Warszawa)
Taivo Niitvägi • Marcin Bornus-Szczyciński
Zespół wokalny
Eike Kirikal • sopran
Karin Kurm • sopran
Barbara Szczycińska • sopran
Kadri Poll-Hunt • alt
Mihkel Kütson • alt
Robert Lawaty • alt
Tõnis Kaumann • tenor
Margo Kõlar • tenor
Włodzimierz Sołtysik • tenor
Cezary Szyfman • baryton
Taniel Kirikal • bas
Joel Vahermägi • bas
Stanisław Szczyciński • bas
Ireneusz Ławreszuk • bas
Zespół chorałowy
Marcin Bornus-Szczyciński
Robert Lawaty
Robert Pożarski
Mirosław Borczyński
Stanislaw Szczyciński
Zespół instrumentalny
Taivo Niitvägi • skrzypce barokowe
Svea Juckum-Bentz • skrzypce barokowe
Marta Mamulska • skrzypce barokowe (#3, 5)
Agata Sapiecha • skrzypce barokowe (#1)
Maria Dudzik • skrzypce barokowe (#1)
Michał Pospišil • cynk, cornet
Raivo Tarum • puzon barokowy (alt)
Guido Kriik • puzon barokowy (tenor)
Valter Jürgenson • puzon barokowy (bas)
Tõnis Kuurme • dulcian
Egmont Välja • wiolonczela barokowa
Robert Hugo • pozytyw organowy
Marcin MIELCZEWSKI
Marcin Mielczewski był kompozytorem modnym. Wymieniano
go w ówczesnych
korespondencjach często. Obok Pękiela, Scacchiego i Jarzębskiego,
nadworny kompozytor króla Władysława IV. A pamiętamy przecież, że dwór
warszawski należał do naj świetniej szych w Europie, że wspomnę tylko o
stałej scenie operowej. W 1645 roku Mielczewski został ponadto
kapelmistrzem na Ujazdowskim dworze królewskiego brata Karola
Ferdynanda, biskupa płockiego. To był drugi ośrodek muzyczny, zaraz po
królewskim, więc stanowisko muzyczne znaczne. O sławie Mielczewskiego
stanowiło to, że jego utwory grywano w Europie. I tak oto znajdujemy
canzony w Bibliothčque Nationale w Paryżu, w Bibliotece Miejskiej w
Gdańsku i w Archiwum Farnym w Lewoczy na Słowacji, koncerty „Benedictio
et claritas” i „Veni Domine” w Staatsbibliothek w Berlinie, kantatę
„Deus in nomine tuo” w zbiorze J. Havemanna „Erster Theil Geistlicher
Concerten...” w Jenie, mszę „O gloriosa Domina” w Bibliotece Narodowej
w Warszawie, a kompletne Nieszpory Niedzielne w słynnym Archiwum
Arcybiskupim w Kromieżyżu na Morawach.
Mielczewski zmarł we wrześniu 1651 roku. Wspominano go jeszcze długo.
Koncert na bas solo „Deus in nomine tuo” opublikowano w Jenie dopiero w
1659 roku. Rękopis paryski pochodzący z II połowy XVII wieku,
przyłączył canzonę Mielczewskiego do dzieł Carissimiego, Schmelzera,
Rosenmüllera, Kerla i Vitaliego. Repertuar kapeli w Weimarze z 1662
roku także przywołuje pamięć kompozytora. Patriarcha moskiewski Nikon w
1664 roku prosił swego ambasadora w Berlinie o przesłanie mu dziel
Mistrza. Rzecz to ważna, bo Patriarcha wciąż poszukiwał muzyki dla
zreformowanej przez siebie liturgii. A więc Mielczewski prekursorem
wielogłosowości prawosławnej? Mogło być i tak.
Zaiste, długa to sława i długa moda, jeśli jeszcze w 1687 roku, czyli
36 lat po śmierci, trafia Mielczewski jako „muzyk sławny” do leksykonu
Schachta „Musicus Danicus” w Kopenhadze. Zważmy, że komponowano wtedy
na ogół ulotnie, często okazjonalnie, a w przeciwieństwie do
poprzedniego, XVI wieku, drukowano rzadko. A grywało się przecież tylko
muzykę pisaną tu i teraz, rzadko powracając do utworów sprzed kilku
lat. Zwykle więc dzieła szły szybko w zapomnienie, a w Polsce reszty
dopełnił najazd szwedzki, słusznie zwany potopem. Komponował
Mielczewski w najnowszym włoskim stylu. To dojrzały retoryczny barok, z
całym swym bogactwem środków. I tu pojawił się pewien kłopot, a zarazem
ujawniła się polska specyfika. Najbardziej bodaj charakterystycznym
instrumentem weneckiej szkoły był kornet, zwany też cynkiem. To
instrument szczególny, o barwie pełnej blasku i dostojeństwa.
Najwierniej imitował głos ludzki. Wirtuoz potrafił przy jego pomocy
naśladować brzmienie samogłosek, a na wet spółgłosek. Można było na nim
realizować bardzo szybkie, wysokie i ozdobne partie sopranowe. Nic
dziwnego, że żaden kompozytor nie rezygnował z tego instrumentu.
Kornetu używali Gabrielli, Viadana, Frescobaldi, Monteverdi, Biber,
Schütz, Rosenmüller i wielu innych. Ale w Polsce z jakichś nie znanych
nam dziś powodów, akurat kornecistów, przynajmniej sławnych, brakowało.
Natomiast szkoła skrzypiec stała bardzo wysoko. Świadczą o tym choćby
do dziś zachowane egzemplarze skrzypiec Dankwarta czy Groblicza.
Mielczewski powierzył więc partie o typowej fakturze kometowej,
skrzypcom. To co dla kornetu jest naturalne i stosunkowo łatwe, jak
choćby szybkie i wysokie pasaże, bywa trudne dla skrzypiec. Ale widać
dysponował muzykami, którzy sprostali temu zadaniu. W ten sposób
powstała swoista polska literatura kornetowo-skrzypcowa. Skrzypce
traktowane są tu ściśle retorycznie, jako równorzędny głosowi ludzkiemu
ilustrator nastrojów. Ciekawe, że i dziś, podobnie jak przed wiekami
mamy w Polsce kłopoty ze znalezieniem kornecistów i dlatego bez wahania
powierzyliśmy te partie skrzypcom barokowym, odtwarzając w ten sposób
historyczną sytuację Mielczewskiego. Innymi, charakterystycznymi
instrumentami dla I połowy XVII wieku były wąsko menzurowane puzony.
Ich także używali dosłownie wszyscy kompozytorzy tamtego czasu, głównie
jako doskonałej imitacji zespołu wokalnego. Faktura partii puzonowych w
„Triumphalis dies” i „Benedictio et claritas” wiele mówi o tym, jak
doskonałymi muzykami Mielczewski dysponował. Nie odmówiliśmy więc sobie
przyjemności użycia puzonów także w „Magnificat”, choć rękopis
kromieżyski o nich nie wspomina. Skorzystaliśmy w tym celu ze źródła
gdańskiego, w którym istnieją partie puzonowe, dające się nałożyć na
partyturę z Kromieżyża. Zachowaliśmy oryginalne cyfrowania basu,
eksponując w ten sposób charakterystyczne dla tego okresu igraszki
harmoniczne. Przez dobór instrumentów i specjalną artykulację
staraliśmy się podkreślić wszystkie wpływy rodzimej muzyki ludowej w
dziełach Mielczewskiego. Podkreślaliśmy zwłaszcza rytmy tańców.
Często z naszej dwudziestowiecznej perspektywy barok wydaje się epoką
monolityczną. Wczesny barok pozostaje w cieniu dzieł Bacha, Haendla,
Vivaldiego i Corellego. I o ile jednak ten późniejszy daje się od biedy
wykonywać na instrumentach współczesnych, to wczesny grany w ten sposób
brzmi, niemal karykaturalnie. Często nie zdajemy sobie sprawy ile
rzeczy zmieniło się między XVII a XVIII wiekiem. Tymczasem znikły cale
rodziny instrumentów, pojawiły się nowe systemy strojenia, powiększyły
się chóry. Zmieniła się muzyczna moda. Wraz z tymi zmianami znikała
wcześniejsza muzyka, wspomnę tu Heinricha Ignaza Franza von Bibera,
który grywał Mielczewskiego ze swą kapelą w Kromieżyżu, zanim
potajemnie uszedł z biskupiej służby. Biber, muzyczny enfant terrible,
kompozytor, kapelmistrz i wirtuoz skrzypiec to postać dla wczesnego
baroku symboliczna. Po jego ucieczce zmienił się radykalnie repertuar
kapeli na znacznie mniej awangardowy i wirtuozowski, drewniany chór nad
ołtarzem rozebrano, a kompletne dzieła z biberowskiego okresu, w tym
właśnie dzieła Mielczewskiego, zachowały się w szafie stojącej w
prowadzącej do nikąd klatce schodowej.
Nic dziwnego, że i dziś trzeba
było czekać na ponowne pojawienie się niektórych rzadkich instrumentów
i specjalności z tego czasu. Rozbudowana faktura wielochórowych
kompozycji spowodowała, że czekaliśmy na to długo. Aby wykonywać taką
muzykę, potrzeba do tego przede wszystkim śpiewaków radykalnie
poświęcających się technice dawnej i stosujących konsekwentnie tzw.
strój naturalny. Potrzeba pozytywu organowego strojonego w systemie
średniotonowym, trzeba skrzypiec barokowych, viol da gamba, violone,
lutni, cynków, puzonów grających zgodnie z ówczesnymi regułami. W tym
miejscu dziękuję wszystkim muzykom z Estonii, Czech i Polski, którzy
wzięli udział w maju 1992 roku we wspólnym święcie odrodzenia się
muzyki Marcina Mielczewskiego. Jako poniekąd pionierzy w tej dziedzinie
rezerwujemy sobie prawo do
własnych interpretacji, które, zdajemy sobie z tego sprawę, nie muszą
wejść do trwałych kanonów wykonawczych. Mamy wręcz nadzieję, że
zachęcimy następnych muzyków do gruntownych studiów nad spuścizną
Mielczewskiego, tak aby jego dzieła zabrzmiały lepiej i pełniej. Gramy
i śpiewamy Mielczewskiego jedynie po to aby pokazać, że Mielczewski
należy do ścisłego grona najlepszych kompozytorów pierwszej połowy XVII
stulecia.
Czy mamy rację?
Marcin Bornus-Szczyciński